DOKĄD ZMIERZASZ GOSPODARKO?

Mamy już coraz więcej twardych danych pokazujących sytuację polskiej gospodarki w drugim kwartale 2020 roku. Będzie źle, cud się nie wydarzy. To już jednak historia. Najgorsze jest to, że nie mamy się do czego odnieść w kontekście budowania scenariusza na kolejne kwartały.

W drugim kwartale polska gospodarka odnotuje bezprecedensową zapaść. Trudno się spodziewać innego scenariusza w sytuacji, kiedy część branż była zamrożona, a nasza aktywność spadła z uwagi choćby na obostrzenia sanitarne. W dodatku także inni zamrażali gospodarki, a zatem musiało dojść do tąpnięcia w eksporcie. A to on, przypominam, odpowiada w największej mierze za ostatnichsześć lat prosperity. Wiemy już, że sprzedaż za granicę spadła w kwietniu o prawie jedną trzecią. W okresie styczeń-kwiecień spadek wyniósł 5,3% rok/rok. Dla porównania spadek eksportu u naszego najważniejszego odbiorcy towarów, czyli w Niemczech wyniósł w kwietniu 24% rok/rok. W przypadku naszych zachodnich sąsiadów to najgorszy wynik od czasu zjednoczenia Niemiec. Piszę o Niemczech nie tylko dlatego, że to największy eksporter w Europie, ale przede wszystkim dlatego,że pogorszenie koniunktury w niemieckiej sprzedaży za granicę musi wpłynąć na to, co i ile Niemcy będą kupowały w Polsce. Przypominam, że 27,5% tego co eksportujemy trafia właśnie do Niemiec, to największy nasz partner handlowy. Nie mamy jeszcze danych za maj, ale kolejny poważny spadek eksportu z pewnością w Polsce zobaczymy.

Mamy już za to majowe dane o produkcji przemysłowej. Spadła onao 17% rok/rok, po spadku o 24,6% rok/rok w kwietniu. W maju widać lekką poprawę, ale to wciąż fatalne dane. I są one przede wszystkim pokłosiem problemów ze sprzedażą za granicę. Jeśli chodzi o daneo produkcji przemysłowej, to w kwietniu w Unii Europejskiej było tylko sześć krajów, które zanotowały gorszy wynik. To a propos tez stawianych przez niektórych polityków, że koronawirus gospodarczo nie dotyka nas tak bardzo, jak innych. Dotyka. A że dane o PKB w tym roku wiele innych krajów będzie miało gorszych, to także efekt np. struktury PKB. Wspominałem o tym parę tygodni temu. Jak się mawiększy udział, np. turystyki, niż Polska, to trudno odrobić absolutne załamanie, które dotyczy tej branży. Fatalne dane obserwujemy także w sprzedaży detalicznej. W kwietniu spadła ona o 22,6% w ujęciu rocznym, w maju natomiasto 8,6% rok/rok. Majowe dane są dużo lepsze choćby ze względu naodmrożenie galerii handlowych. W handlu spożywczym załamania oczywiście nie ma, ale już np. w przypadku odzieży i obuwia jest. Tu przyspieszą zresztą prawdopodobnie zmiany w samej strukturze sprzedaży. Koronawirus ich nie rozpoczął, ale z pewnością je zdynamizuje. Chodzi mi oczywiście o wzrost udziału sprzedaży internetowej w całości sprzedaży. Do sklepów odzieżowych nie chodziliśmy w ostatnich tygodniach,bo albo były zamknięte, albo nie mogliśmy do nich chodzić z obawy przed zarażeniem lub z uwagi na obostrzenia w poruszaniu się. W efekcie mocno wzrósł udział Internetu. Dotyczy to oczywiście nie tylko Polski.

A wymiar tego procesu możemy obserwować choćby przez pryzmat decyzji ogłoszonej kilkanaście dni temu przez holding odzieżowy Inditex, największy tego typu podmiot na świecie. Otóż Hiszpanie zamierzają zamknąć do 1200 sklepów na całym świecie. Plany dotyczące ograniczenia sprzedaży w tym standardowym kanale nie są nowe. Ale obecna sytuacja przyspieszyła decyzję.W pierwszym kwartale internetowa sprzedaż grupy wzrosła o 50%,w tym, w samym kwietniu o 95%. Całkowita sprzedaż zmniejszyła sięo 44%. Internet nie mógł oczywiście wystarczyć, ograniczyliśmy poprostu konsumpcję. W okresie pandemii mieliśmy inne problemy na głowie, niż kupowanie towarów innych niż pierwszej potrzeby. Wracając jednak do decyzji Inditexu, to trzeba ją jednak dobrze rozumieć. Holding posiada obecnie prawie 7,5 tysiąca sklepów. Zamkniętych zostanie zatem około 15%. Głównie tych starszych i niedochodowych. Jednocześnie firma chce otworzyć 450 nowych, supernowoczesnych. Nie przesadzałbym zatem z ogłoszeniem końca handlu tradycyjnego. Jak już napisałem pewne procesy poprostu przyspieszą. Tak na marginesie, obserwujemy w tej chwili walkę najemcówz właścicielami galerii handlowych o obniżenie czynszów w związku ze spadkiem obrotów. Abstrahując już od tego, czy z płynnościowego punktu widzenia istotny spadek czynszów jest realny, pojawiają się nowe aspekty całej sytuacji. Któż z nas nie mabowiem znajomych, a może nam samym także sklepy służą jedynie do oglądania na żywo danego towaru, przymierzenia go, ale samego zakupu dokonujemy przez Internet. Bo tak wciąż zazwyczaj jest taniej. I nie ma problemu ze zwrotem takiego produktu. Sklep nie osiąga obrotów, ale jest jednak istotnym elementem łańcucha prowadzącego do dokonania zakupu. Czy zatem w przyszłości tego typu miejsca nie będą w jeszcze większym stopniu pełniły roli reklamowej i miejsca przymiarek, ale trudno będzie na nich osiągać jednostkowy zysk?

Wracając do rozważań o Polsce, to jedynie poziom bezrobocia wciąż nie pokazuje dramatu i jest relatywnie niski. Ale tu pełne konsekwencje wpływu koronawirusa zobaczymy dopiero teraz, w lecie. Okresy wypowiedzenia, postojowe, a nawet często problemyz rejestracją w urzędach z uwagi na obawę przed zarażeniem efekt opóźniają. Tak, ten efekt będzie opóźniony. On nie mógł wystąpićw momencie apogeum pandemii w Polsce, zakładając, że to apogeummamy już za sobą. Choćby właśnie ze względu na obowiązującew Polsce prawo pracy. Ale dane z rynku pracy już pokazują, że jest dużo gorzej. Już od marca obserwujemy spadek zatrudniania, a dane kwietniowe były najgorsze od momentu liczenia ich przez GUS. Ubyło wtedy 153 tysiące miejsc pracy. Od kwietnia obserwujemy też spadek realnych wynagrodzeń. Po raz pierwszy odsiedmiu lat. Co z tego wszystkiego wynika? W drugim kwartale spadek PKB może być większy, niż 8%. A bezrobocie w lecie może poziom 8%, i to wyraźnie, przekroczyć. Jesteśmy już jednak w trzecim kwartale i wszyscy zadajemy sobie pytanie, co dalej. Wielu z nas, ja także, wierzy w mocne odbicie, czyli w słynny scenariusz V. Wierzy w to także na przykład rynek kapitałowy. Światowe giełdy odrobiły, lub prawie odrobiły marcowo- kwietniowe spadki. Optymizm rośnie. Ma być dobrze, bo światowe rządy wydają biliony dolarów. Banki centralne drukują tyle ile trzeba, walka ze skutkami koronawirusa jest najważniejsza. Wszystko wskazuje na to, że najbliższe miesiące pokażą zatem rzeczywiście odbicie. Ale czy oznacza to, że tak wygenerowana hossa potrwa kolejne kilka lat? Czy rosnące długi i presja inflacyjna wynikająca z dodruku pieniędzy nie będzie hamulcowym już w roku 2021? Czyrzeczywiście świat wyjdzie z potężnego tąpnięcia w ciągu zaledwie dwóch-trzech kwartałów?